Więcej artykułów o podobnej tematyce
Minęło już trochę czasu od wyjścia najnowszego dodatku do World of Warcraft, Shadowlands. Oczekiwania moje były duże. Po Battle for Azeroth i jego jednym wielkim chaosie, czekałem w końcu na coś co będzie choć trochę poukładane. Coś co przyciągnie mnie na więcej niż pięć minut daily questów. Gdzie gra będzie czegoś ode mnie wymagała. Po opóźnieniach pre-patcha do najnowszej ekspansji, byłem delikatnie przerażony. Hucznie zapowiadany kontent związany z wydarzeniem przed wypuszczeniem Shadowlands okazał się trzydziestominutowym quest-chainem i grindem elitarnych mobów (przez pierwszy tydzień 20 minut na spawn jednej, a drugi tydzień co 10 minut), których było chyba około dwudziestu. Wspomnę tylko, że event związany z “Plagą” był chyba jedną z najbardziej irytujących mnie rzeczy dotychczas. Przez to, że w WoWie zajmuje się raczej farmieniem golda, a moje postacie sprzedające stacjonują w jednym z domów aukcyjnych w Stormwind, proces wystawiania aukcji wydłużył się dla mnie o mniej więcej godzinę. Powód był jeden, ten jeden zabawny ghoul, który przybiegał i nas zabijał. HAha!
<figure class="wp-block-image size-large">
</figure>
W końcu, nadszedł czas, przybył i on, a gdzieś w głowie tliło się błagalne “Prosze, tylko bądź dobry!”. Włączam grę, aa całe szczęście nie w godzinie 0. Biegnę do kumpli z Ebon Blade, Ci teleportują mnie do Icecrown i tam się zaczyna. A zaczyna jedna z lepiej poprowadzonych historii ze wszystkich dodatków. Tak, Blizzard podjął najlepsza z decyzji o przechodzeniu fabuły w sposób liniowy. Dla wszystkich tych, którzy jeszcze nie zajrzeli do nowego dodatku, a nie przepadają za liniowością, niestety, ale musicie to zrobić jedną postacią. Na samym początku lądujemy w The Maw i od razu odczuwamy, że to lokacja na endgame. Ponura, wszędzie hordy przeciwników, czyhających na moment popełnienia przez nas błędu. Będąc tam na prawdę, ma się ochotę uciec. Swoją drogą The Maw jest mocno wzorowane, na piątym akcie Diablo 3, przez co jest bardziej klimatyczne.
Po przeżyciu w tej strasznej krainie, wkraczamy do Oribos, czyli głównego miasta/stolicy w tym dodatku. Co ciekawe, jak przyjrzycie się to miasto na początku jest puste, dopiero z upływem czasu, Oribos “ożywa”. Następnie po kolei trafiamy do Bastionu, Maldraxxus, Ardenweald i Revendreth. Każde z tych miejsce identyfikuje się własną ideą i filozofią co robić po śmierci i mierzy się z własnymi problemami. Przemierzając wszystkie krainy widzimy ile starań włożono w ich wykonanie. Jak bardzo różnią się od siebie zachowując klimat śmierci, ale i tej konkretnej krainy.
<figure class="wp-block-image size-large">
[imgdesc]Bastion[/imgdesc]</figure>
<figure class="wp-block-image size-large">
[imgdesc]Revendreth[/imgdesc]</figure>
No dobra, ale fabuła, fabułą, ale co z endgame. Cóż ja bawię się świetnie, a nie robię całego kontentu zaplanowanego dla wszystkich graczy. Otóż, odpuszczam sobie PvP wszelkiego rodzaju, bo nie lubię robić tego w grach RPG. Jestem leszczem, a to mnie frustruje :P. Uwielbiam robić Myhic+, Raidy, czy World Eventy oraz dalsze zaplanowane lore związane konkrentym Covenantem. Nie biorę pod uwagę farmienia, ponieważ jest to bardziej szukanie sobie samemu możliwości grania w grę, niż tym co było dla nas przygotowane. Jeśli chodzi o Myhic dungeony, są w końcu, trochę bardziej wymagające. W większości nie jest to tylko klepanie bossów stojąc w miejscu i uciekając raz na 15 sekund. Naprawdę trzeba trochę się skupić. Dzięki temu zrobienie takiej instancji bardziej mnie satysfakcjonuje. Aktualnie jednego z dostępnych Raidów, jeszcze nie zrobiłem. Problemem jest to, że z tak zwanym Pugiem, czyli ludźmi tworzącymi się na customie prawie jest to niemożliwe nawet na poziomie Normal. Mechaniki bossów tak samo jak w Myhicach są na tyle wymagające, że przy wcześniejszym brakiem zainteresowania taktykami, jest to naprawdę ciężkie do zrobienia. Może się zdarzyć, że jedna osoba z całego rajdu jest wstanie go zwipować. To w poprzednich dodatkach raczej się nie zdarzało, ponieważ zazwyczaj robiłem i robię raidy z pugiem i prawie zawsze nie znałem taktyk, a uczyłem się na bieżąco.
Wydaje mi się, że jednak dla mocno zaangażowanych graczy czy posiadających więcej czasu, trochę tego kontentu brakuje. Czasem siedząc w grze mam gdzieś myśli “Coś bym jeszcze zrobił?”, ale nie wiem co.
Podsumowując, nowy dodatek póki co nie zawiódł, ale też jakoś mocno nie zachwycił. Najważniejsza jego zaletą jest to, że po prostu chce się grać, w przeciwieństwie do jego poprzednika. To całkiem ciekawa produkcja, nad którą warto się pochylić nawet na chwilę. Trochę bardziej wymagająca dla ludzi chcących szybciej i mocniej progresować, ale też bardzo przyjemna dla tych, którzy tylko chcą się chwilę pobawić, poznać historię.
<figure class="wp-block-image size-large">
[imgdesc]The Maw- rzut na Thorgast[/imgdesc]</figure>
Ops… czyżbym zapomniał o Thorgast?!
<figure class="wp-block-image size-large">
W końcu, nadszedł czas, przybył i on, a gdzieś w głowie tliło się błagalne “Prosze, tylko bądź dobry!”. Włączam grę, aa całe szczęście nie w godzinie 0. Biegnę do kumpli z Ebon Blade, Ci teleportują mnie do Icecrown i tam się zaczyna. A zaczyna jedna z lepiej poprowadzonych historii ze wszystkich dodatków. Tak, Blizzard podjął najlepsza z decyzji o przechodzeniu fabuły w sposób liniowy. Dla wszystkich tych, którzy jeszcze nie zajrzeli do nowego dodatku, a nie przepadają za liniowością, niestety, ale musicie to zrobić jedną postacią. Na samym początku lądujemy w The Maw i od razu odczuwamy, że to lokacja na endgame. Ponura, wszędzie hordy przeciwników, czyhających na moment popełnienia przez nas błędu. Będąc tam na prawdę, ma się ochotę uciec. Swoją drogą The Maw jest mocno wzorowane, na piątym akcie Diablo 3, przez co jest bardziej klimatyczne.
Po przeżyciu w tej strasznej krainie, wkraczamy do Oribos, czyli głównego miasta/stolicy w tym dodatku. Co ciekawe, jak przyjrzycie się to miasto na początku jest puste, dopiero z upływem czasu, Oribos “ożywa”. Następnie po kolei trafiamy do Bastionu, Maldraxxus, Ardenweald i Revendreth. Każde z tych miejsce identyfikuje się własną ideą i filozofią co robić po śmierci i mierzy się z własnymi problemami. Przemierzając wszystkie krainy widzimy ile starań włożono w ich wykonanie. Jak bardzo różnią się od siebie zachowując klimat śmierci, ale i tej konkretnej krainy.
<figure class="wp-block-image size-large">
<figure class="wp-block-image size-large">
No dobra, ale fabuła, fabułą, ale co z endgame. Cóż ja bawię się świetnie, a nie robię całego kontentu zaplanowanego dla wszystkich graczy. Otóż, odpuszczam sobie PvP wszelkiego rodzaju, bo nie lubię robić tego w grach RPG. Jestem leszczem, a to mnie frustruje :P. Uwielbiam robić Myhic+, Raidy, czy World Eventy oraz dalsze zaplanowane lore związane konkrentym Covenantem. Nie biorę pod uwagę farmienia, ponieważ jest to bardziej szukanie sobie samemu możliwości grania w grę, niż tym co było dla nas przygotowane. Jeśli chodzi o Myhic dungeony, są w końcu, trochę bardziej wymagające. W większości nie jest to tylko klepanie bossów stojąc w miejscu i uciekając raz na 15 sekund. Naprawdę trzeba trochę się skupić. Dzięki temu zrobienie takiej instancji bardziej mnie satysfakcjonuje. Aktualnie jednego z dostępnych Raidów, jeszcze nie zrobiłem. Problemem jest to, że z tak zwanym Pugiem, czyli ludźmi tworzącymi się na customie prawie jest to niemożliwe nawet na poziomie Normal. Mechaniki bossów tak samo jak w Myhicach są na tyle wymagające, że przy wcześniejszym brakiem zainteresowania taktykami, jest to naprawdę ciężkie do zrobienia. Może się zdarzyć, że jedna osoba z całego rajdu jest wstanie go zwipować. To w poprzednich dodatkach raczej się nie zdarzało, ponieważ zazwyczaj robiłem i robię raidy z pugiem i prawie zawsze nie znałem taktyk, a uczyłem się na bieżąco.
Wydaje mi się, że jednak dla mocno zaangażowanych graczy czy posiadających więcej czasu, trochę tego kontentu brakuje. Czasem siedząc w grze mam gdzieś myśli “Coś bym jeszcze zrobił?”, ale nie wiem co.
Podsumowując, nowy dodatek póki co nie zawiódł, ale też jakoś mocno nie zachwycił. Najważniejsza jego zaletą jest to, że po prostu chce się grać, w przeciwieństwie do jego poprzednika. To całkiem ciekawa produkcja, nad którą warto się pochylić nawet na chwilę. Trochę bardziej wymagająca dla ludzi chcących szybciej i mocniej progresować, ale też bardzo przyjemna dla tych, którzy tylko chcą się chwilę pobawić, poznać historię.
<figure class="wp-block-image size-large">
Ops… czyżbym zapomniał o Thorgast?!