Powiem z góry - jestem całkowicie przeciwny Early Access i Preorderom. Dlaczego?
Zacznijmy więc od początku. Najpierw Early Access
Rozdział I - Steam, GreenLight, Early Access
Early Access, razem z Steam GreenLight, miały być drobną opcją pomocy dla początkujących, niedoświadczonych twórców gier. Od czerwca 2012, kiedy GreenLight deweloperzy chętnie korzystali z funkcji. Była to prosta opcja sprawdzenia, czy gra ma jakieś szanse się przyjąć. Czy opłaca się grę dalej tworzyć. Użytkownicy Steama mogli zagłosować na grę patrząc na dostarczone materiały.
Pierwszą grą wydaną przez GreenLight'a był McPixel. Dosyć ciekawa gra, działająca na dosyć prostej zasadzie. Gra się dostała do Steama, bo była po prostu dobra. Z czasem twórcy gier zaczęli kombinować. Poprzez brak zapisu w regulaminie, mogli "kupować" głosy, poprzez rozdawanie kodów za głosy. Poprzez to do sklepu oprócz świetnych, na prawdę zasługujących na to gier, zaczęły trafiać crapy stworzone w kilka minut na kolanie.
W marcu 2013 do Steama dołączyła kolejna nowa funkcja. Early Access, pozwalająca twórcom na sprzedaż nieukończonych gier. Nie wiem, czy to po sukcesie Minecrafta [sprzedaż nieukończonej gry - alphy, bety, etc], czy innych, podobnych pomysłach na biznes. Wczesny dostęp pozwala na dostęp zarówno do gier w fazie "Prawie ukończona - zostały nam tylko testy", jak i "nawet nie mam pomysłu na grę, ale ją wrzucę".
To co miało stać się pomocą dla drobnych, niedoświadczonych programistów, chcących sprawdzić w ten sposób swoje umiejętności jest coraz częściej wykorzystywane przez ogromne korporacje. I tak mamy teraz w fazie Early Access grę Dirt: Rally [oczywiście - drobny producencik, bez środków na wydanie gry... yyy...], czy świetne, jednak wydawane przez Bugbear Wreckfest.
Niestety taka akcja jak Early Access nie ma określonego limitu czasu, który gra może spędzić w EA. Gra, która jest tworzona minimum od kwietnia 2012, w 2013 dodana jako alpha do Wczesnego Dostępu do dziś nie ma wydanej nawet bety. Co dopiero premiera. Tak, chodzi mi o DayZ...
A wiecie co jest najgorsze? Epidemia zwana Early Access zaczyna uciekać z PC. Zaczyna atakować powoli konsole. Microsoft, Sony, jak i nawet Nintendo chcą w konsolach 8 generacji umieścić opcję wydania gry niedokończonej. Jedna z firm zapowiedziała to, korzystając z zapowiedzi... DayZ na swoją konsolę... Pięknie, nie? Czasy "Włóż płytkę i ciesz się dopracowaną grą" dobiegły wszędzie końca?
Rozdział II - Kickstarter, IndieGoGo i reszta odpowiedników.
Kickstarter, serwis stworzony dla ludzi mających ciekawe pomysły, ale z zbyt małymi funduszami do otwarcia produkcji. Serwis, otwarty w 2009 roku do dzisiaj wzbudza wiele kontrowersji. W ślad za kickstarterem idą kolejne firmy - IndieGoGO, czy polskie PolakPotrafi. Kolejny raz zaczyna się świetnie - prezentowane są ciekawe, lepsze czy gorsze produkty, mające szansę na sukces. Dobrze się zapowiadające projekty, których jakimś cudem nikt nie chciał sfinansować. I dzięki KickStarterowi udaje im się. Dzięki Kickstartrowi powstało zarówno udane Pebble [ciekawe smart-zegarki], mniej udana androidowa konsolka OUYA. Udana polska gra, jaką był Car Mechanic Simulator 2014 też miała małe szanse na start i przedarcie się pomiędzy innymi grami z Simulator w nazwie.
Niestety, tutaj także pojawiają się niepowodzenia. Najprościej patrząc na polskie PolakPotrafi. Gra Duma Szlachecka, która zebrała wymaganą kwotę praktycznie "znikła". Turtle Stampie, pierwsza polska gra na PolakPotrafi nigdy nie została wydana. Statystyki polskiego croudfundingu są straszne - na 12 projektów tylko 3 zostały ukończone i wydane. Pięć z nich zostało już porzuconych. Jeszcze 4 mogą się powieść, jednak małe są na to szanse.
Najgorszą sprawą z Kickstarterem jednak okazują się znowu wielkie firmy. Co powiecie na poniższy materiał?
Sony wystawia grę na Kickstartera. Informuje z jednej strony, że wspiera produkcję nie wykładając na grę potrzebnej ilości pieniędzy. Tak ogromna firma jak Sony, mająca ogromne zyski z PlayStation 4 nie potrafi wydać [czy raczej - nie chce] na grę, która ma jakieś szanse osiągnąć sukces? A to dopiero jedna z najnowszych gier. Pomiędzy grami znajdziecie dziesiątki "duchowych następców" jakieś serii gier, w której tworzeniu bierze udział "ktoś mający styczność przy tworzeniu oryginału". Żerowanie na fanach, czy sprawdzanie popularności marki? Sprawdzanie czy opłaca się wydać nową grę?
Rozdział III. Preordery
Preorder. W skrócie mówiąc - płacenie wielkim producentom za grę, której się nie widziało, mało się o niej wie, oraz nie zna się jej jakości. W zamian za "darmowe DLC" [które rok później dają za darmo reszcie] preorderowcy stają się częściowo osobami finansującymi powstawanie gry. O ile tutaj w razie nieotrzymania gry otrzymujemy pewny zwrot pieniędzy, preordery pozwalają producentom na wydawanie nie ukończonych gier. Spójrzcie na najnowszego Batmana! Tony błędów, gra chodzi źle na wszystkim na czym się da. Nie pomagają w sprawie osoby mówiące "a mi dobrze działa, więc wszystko jest ok". Gra aż tak zła, że została wycofana ze sprzedaży.
Preorder można obecnie złożyć na każdą grę. Wiele gier to oferty tworzone przez sklepy, które znają ceny oraz datę premiery gier sporo przed ich premierą. I przyznam się szczerze - tylko raz zakupiłem grę w preorderze. Z jednego prostego powodu. Firma nie ukrywała gry przed recenzjami, nawet bez problemu recenzenci mogli organizować krótkie materiały - krótkie streamy z gier, by pokazać działanie gry. Jednak ogromna ilość firm daje embarga na recenzje najczęściej do ostatniej chwili przed premierą. Powoduje to często zakup gry w ciemno. Wystarcza znana marka, oraz pewność, że ostatnia gra chodziła dobrze. I co dostajemy? Watch Dogs, czy nowego Batmana.
A jaką Wy macie opinię o tych trzech sprawach?
Zacznijmy więc od początku. Najpierw Early Access
Rozdział I - Steam, GreenLight, Early Access
Early Access, razem z Steam GreenLight, miały być drobną opcją pomocy dla początkujących, niedoświadczonych twórców gier. Od czerwca 2012, kiedy GreenLight deweloperzy chętnie korzystali z funkcji. Była to prosta opcja sprawdzenia, czy gra ma jakieś szanse się przyjąć. Czy opłaca się grę dalej tworzyć. Użytkownicy Steama mogli zagłosować na grę patrząc na dostarczone materiały.
Pierwszą grą wydaną przez GreenLight'a był McPixel. Dosyć ciekawa gra, działająca na dosyć prostej zasadzie. Gra się dostała do Steama, bo była po prostu dobra. Z czasem twórcy gier zaczęli kombinować. Poprzez brak zapisu w regulaminie, mogli "kupować" głosy, poprzez rozdawanie kodów za głosy. Poprzez to do sklepu oprócz świetnych, na prawdę zasługujących na to gier, zaczęły trafiać crapy stworzone w kilka minut na kolanie.
W marcu 2013 do Steama dołączyła kolejna nowa funkcja. Early Access, pozwalająca twórcom na sprzedaż nieukończonych gier. Nie wiem, czy to po sukcesie Minecrafta [sprzedaż nieukończonej gry - alphy, bety, etc], czy innych, podobnych pomysłach na biznes. Wczesny dostęp pozwala na dostęp zarówno do gier w fazie "Prawie ukończona - zostały nam tylko testy", jak i "nawet nie mam pomysłu na grę, ale ją wrzucę".
To co miało stać się pomocą dla drobnych, niedoświadczonych programistów, chcących sprawdzić w ten sposób swoje umiejętności jest coraz częściej wykorzystywane przez ogromne korporacje. I tak mamy teraz w fazie Early Access grę Dirt: Rally [oczywiście - drobny producencik, bez środków na wydanie gry... yyy...], czy świetne, jednak wydawane przez Bugbear Wreckfest.
Niestety taka akcja jak Early Access nie ma określonego limitu czasu, który gra może spędzić w EA. Gra, która jest tworzona minimum od kwietnia 2012, w 2013 dodana jako alpha do Wczesnego Dostępu do dziś nie ma wydanej nawet bety. Co dopiero premiera. Tak, chodzi mi o DayZ...
A wiecie co jest najgorsze? Epidemia zwana Early Access zaczyna uciekać z PC. Zaczyna atakować powoli konsole. Microsoft, Sony, jak i nawet Nintendo chcą w konsolach 8 generacji umieścić opcję wydania gry niedokończonej. Jedna z firm zapowiedziała to, korzystając z zapowiedzi... DayZ na swoją konsolę... Pięknie, nie? Czasy "Włóż płytkę i ciesz się dopracowaną grą" dobiegły wszędzie końca?
Rozdział II - Kickstarter, IndieGoGo i reszta odpowiedników.
Kickstarter, serwis stworzony dla ludzi mających ciekawe pomysły, ale z zbyt małymi funduszami do otwarcia produkcji. Serwis, otwarty w 2009 roku do dzisiaj wzbudza wiele kontrowersji. W ślad za kickstarterem idą kolejne firmy - IndieGoGO, czy polskie PolakPotrafi. Kolejny raz zaczyna się świetnie - prezentowane są ciekawe, lepsze czy gorsze produkty, mające szansę na sukces. Dobrze się zapowiadające projekty, których jakimś cudem nikt nie chciał sfinansować. I dzięki KickStarterowi udaje im się. Dzięki Kickstartrowi powstało zarówno udane Pebble [ciekawe smart-zegarki], mniej udana androidowa konsolka OUYA. Udana polska gra, jaką był Car Mechanic Simulator 2014 też miała małe szanse na start i przedarcie się pomiędzy innymi grami z Simulator w nazwie.
Niestety, tutaj także pojawiają się niepowodzenia. Najprościej patrząc na polskie PolakPotrafi. Gra Duma Szlachecka, która zebrała wymaganą kwotę praktycznie "znikła". Turtle Stampie, pierwsza polska gra na PolakPotrafi nigdy nie została wydana. Statystyki polskiego croudfundingu są straszne - na 12 projektów tylko 3 zostały ukończone i wydane. Pięć z nich zostało już porzuconych. Jeszcze 4 mogą się powieść, jednak małe są na to szanse.
Najgorszą sprawą z Kickstarterem jednak okazują się znowu wielkie firmy. Co powiecie na poniższy materiał?
Rozdział III. Preordery
Preorder. W skrócie mówiąc - płacenie wielkim producentom za grę, której się nie widziało, mało się o niej wie, oraz nie zna się jej jakości. W zamian za "darmowe DLC" [które rok później dają za darmo reszcie] preorderowcy stają się częściowo osobami finansującymi powstawanie gry. O ile tutaj w razie nieotrzymania gry otrzymujemy pewny zwrot pieniędzy, preordery pozwalają producentom na wydawanie nie ukończonych gier. Spójrzcie na najnowszego Batmana! Tony błędów, gra chodzi źle na wszystkim na czym się da. Nie pomagają w sprawie osoby mówiące "a mi dobrze działa, więc wszystko jest ok". Gra aż tak zła, że została wycofana ze sprzedaży.
Preorder można obecnie złożyć na każdą grę. Wiele gier to oferty tworzone przez sklepy, które znają ceny oraz datę premiery gier sporo przed ich premierą. I przyznam się szczerze - tylko raz zakupiłem grę w preorderze. Z jednego prostego powodu. Firma nie ukrywała gry przed recenzjami, nawet bez problemu recenzenci mogli organizować krótkie materiały - krótkie streamy z gier, by pokazać działanie gry. Jednak ogromna ilość firm daje embarga na recenzje najczęściej do ostatniej chwili przed premierą. Powoduje to często zakup gry w ciemno. Wystarcza znana marka, oraz pewność, że ostatnia gra chodziła dobrze. I co dostajemy? Watch Dogs, czy nowego Batmana.
A jaką Wy macie opinię o tych trzech sprawach?